niedziela, 3 października 2010

Dzien 2 i trasa - Cessnock -> Emerald Beach
Po zwiedzaniu winiarni wpakowalismy sie do auta i w droge. W planie mielismy dluzsza trase - nieco ponad 400km. Po drodze musielismy tez wpasc do Port Macquire naprawic stolik w samochodzie - nie zepsulismy - dostalismy zdupiony. Pierwszym przystankiem w trasie bylo Seal Rocks i co tu duzo mowic, po kilkunastu kilometrach jazdy po dziurach przez las, a raczej park narodowy dojechalismy do pieknej plazy. Posiedzielismy tam pol godziny bo przegonil nas srogi deszcz. Deszcz byl na tyle srogi, ze jechalismy w nim potem jakies 200km. Zatrzymalismy sie w Port Macquire pod warsztatem zeby naprawic stolik. Wchodze do warsztatu a tu typowo polsko - 3kolesi zamiast pracowac wali browary;] Juz po kilku sekundach gadki bylem nawalony oparami, ale panowie profesjonalnie naprawili stolik, nie wzieli za to pieniedzy, dostali piwko, skonczyli szychte, wsiedli do samochodow i odjechali. My tez. Po konsultacjach z panem ze stacji bezynowej postanowilismy pojechac do Emerald Beach, zeby sie tam przekimac. Zaparkowalismy na parkingu przy plazy (co jest totalnie nielegalne, ale darmowe :D ). Browary, gadka i w kimono. Jeszcze przed snem w okolicy auta krecily sie dwa kangury i jadly trawe. Rano sniadanie na plazy i szybki spacer na jakies mini wzgorze obok - bo wygladalo fajnie. Poranek calkiem fajny i sloneczny, wdrapujemy sie na wzgorze i nagle patrzymy a tam male stado pasacych sie i chillujacych w sloncu kangurow:) Dobrze! No a potem w droge!
Jako najlepsza rzecz z dnia nr2 uznaje widok kangura na tle oceanu, drapiacego sie po jajach;]

Seal Rocks
Kiełba na śniadanie w tych pięknych okolicznościach przyrody i niepowtarzalnej.
Kangurowie!
Realia australijskie-chcesz zrobić fajne zdjęcie to Ci zawsze na kadr wskoczy kangur i podrapie sie po jajcach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz