Dzien 2 i trasa - Cessnock -> Emerald Beach
Po zwiedzaniu winiarni wpakowalismy sie do auta i w droge. W planie mielismy dluzsza trase - nieco ponad 400km. Po drodze musielismy tez wpasc do Port Macquire naprawic stolik w samochodzie - nie zepsulismy - dostalismy zdupiony. Pierwszym przystankiem w trasie bylo Seal Rocks i co tu duzo mowic, po kilkunastu kilometrach jazdy po dziurach przez las, a raczej park narodowy dojechalismy do pieknej plazy. Posiedzielismy tam pol godziny bo przegonil nas srogi deszcz. Deszcz byl na tyle srogi, ze jechalismy w nim potem jakies 200km. Zatrzymalismy sie w Port Macquire pod warsztatem zeby naprawic stolik. Wchodze do warsztatu a tu typowo polsko - 3kolesi zamiast pracowac wali browary;] Juz po kilku sekundach gadki bylem nawalony oparami, ale panowie profesjonalnie naprawili stolik, nie wzieli za to pieniedzy, dostali piwko, skonczyli szychte, wsiedli do samochodow i odjechali. My tez. Po konsultacjach z panem ze stacji bezynowej postanowilismy pojechac do Emerald Beach, zeby sie tam przekimac. Zaparkowalismy na parkingu przy plazy (co jest totalnie nielegalne, ale darmowe :D ). Browary, gadka i w kimono. Jeszcze przed snem w okolicy auta krecily sie dwa kangury i jadly trawe. Rano sniadanie na plazy i szybki spacer na jakies mini wzgorze obok - bo wygladalo fajnie. Poranek calkiem fajny i sloneczny, wdrapujemy sie na wzgorze i nagle patrzymy a tam male stado pasacych sie i chillujacych w sloncu kangurow:) Dobrze! No a potem w droge!
Jako najlepsza rzecz z dnia nr2 uznaje widok kangura na tle oceanu, drapiacego sie po jajach;]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz